Praca tłumacza to jeden z tych zawodów, w którym na co dzień musisz mierzyć się z nie lada wyzwaniami. Jak tłumaczyć, żeby było dobrze? Czy jest jakiś sposób, aby jakość tekstu w języku docelowym była zbliżona do oryginału? Okazuje się, że nie jest to wcale prosta sprawa. I wielu tłumaczy ma ten dylemat. W końcu tłumaczenie nie polega wyłącznie na przełożeniu treści z jednego języka na drugi. To o wiele bardziej skomplikowany proces. Taka analogia, która pozwala nam na to, aby przekaz w obu językach był identyczny. Czy to w ogóle jest możliwe? Sprawdźmy to. Oto kilka słów na temat ekwiwalencji w tłumaczeniu.
Codzienne wyzwania tłumaczy
Praca w zawodzie tłumacza wydaje się łatwa, prosta i przyjemna. W końcu, dostaje się tekst do przetłumaczenia i co w tym jest trudnego? Przecież znajomość języków obcych nie jest obca, więc wystarczy wykonać zadanie. Tyle, tylko, że taka opinię mają osoby, które nie mają nic wspólnego z przekładem. Sama znajomość języków obcych to jedynie wstęp do pracy w tym zawodzie, Tłumaczenie bowiem to nie tylko przełożenie słów, ale i kontekstu, zachowanie odpowiednej stylistyki i wiele innych. Wszystko po to, aby odbiorca zrozumiał tekst tak, aby był napisany w języku oryginału. Dlatego tłumaczenie jest sztuką, a nie jedynie wyuczonym zawodem. Jednym z największych wyzwań w tej pracy jest problem ekwiwalencji językowej. Na czym ona polega i dlaczego jest tak ważna? Umiejętność radzenia sobie z nią jest niezwykle istotna z punktu widzenia przekładu. To jak tłumacz sobie z nią poradził ma bowiem wpływ na jakość i czytelność tłumaczenia. Doświadczony tłumacz potrafi stworzyć tekst na miarę oryginału. Młody i niedoświadczony wykona dosłowny przekład, które często pozbawiony jest sensu. Na tym właśnie polega umiejętność użycia techniki, którą jest ekwiwalencja. Czy ona jest i jak sobie z nią radzić?
Warto przeczytać: Czy tłumaczenia francuskiego są trudne?
Ekwiwalencja – czym jest i jakie są jej rodzaje
Pojęcie to jest jednym z kluczowych zagadnień w translacji. Można nawet uznać, że jest to główna kwestia w przekładach, choć już sama jej definicja budzi sporo kontrowersji. Czym zatem jest i skąd wziął się taki z nią problem? Ekwiwalencja to proces tłumaczenia danego fragmentu tekstu tak, aby oddać najpełniej jego sens. Jeśli to możliwe tłumacz powinien zachować kontekst gramatyczny i stylistykę najbliższą z możliwych. Tak, aby jak najbardziej zbliżyć się do tekstu źródłowego. Pozornie wydaje się być to proste, ale to tylko złudzenie. Tak naprawdę nawet pojedyncze przyimki czy szyk wyrazów mogą przyprawić o ból głowy. Wtedy też, mimo najszczerszych chęci i wysiłku tłumacza, tekst brzmi sztucznie i nienaturalnie. I dochodzimy właśnie do pojęcia ekwiwalencji. Z uwagi na mnogość kontekstów i zasad lingwistycznych, pojęcie to podzielono na dwa rodzaje. Eugene Nida w porozumieniu w innymi badaczami rozwinął teorię ekwiwalencji dynamicznej lub jak kto woli funkcjonalnej. Jako przeciwstawna dla niej zaproponował również ekwiwalencję formalną. Czym są i jak się od siebie różnią? Co ważne wiele osób przychyla się do tak zaproponowanego podziału warto jednak wskazać, że teorii na ten temat jest o wiele więcej, Wystarczy wspomnieć chociażby Romana Jakobsona i oparcie przez niego ekwiwalencji na semiotyczności. Według niego przekład zawsze jest możliwy, a tłumacz może stosować synonimy, idiomy czy neologizmy, gdy nie ma odpowiedniego ekwiwalentu językowego w języku docelowym. Podobnie jak inny teoretyk, Darbelnet i Vinay, uważał on, że podejście czysto językowe nie jest trafne, a w przekładzie powinno się dążyć do przekazania komunikatu najbardziej zrozumiałego Nawet kosztem zasad gramatycznych. Jednak dziś zajmiemy się pojęciem ekwiwalencji w ujęciu dynamicznym. Na czym ona polega?
Ekwiwalencja dynamiczna
Już wiemy, że zjawisko to dzielimy na dwa rodzaje dynamiczna i formalna. Pierwszą z nich jest ekwiwalencja dynamiczna, którą w literaturze określa się skrótem ED. Druga z nich to ekwiwalencja formalna określana jako EF. Jednak czym się od siebie różnią i dlaczego każda z nich ma swoich zwolenników i przeciwników? Już wyjaśniamy. Ekwiwalencja dynamiczna to sposób przekładu tekstu, który w jak największym stopniu oddaje kulturę, rys historyczny. Po prostu stawia na naturalność. I co ważne, jest to na tyle ważny aspekt, że stawiany ponad dosłownością i wiernością tekstu wyjściowego. Zatem tu nie stawia się na oryginalność i dosłowność, a o znaczenie i sens. Dozwolona jest więc każda modyfikacja oryginalnego tekstu tak, aby w języku docelowym był on zrozumiały tak jakby różnice kulturowe nie istniały. Po prostu wszystkie formy językowe, zwroty i szyk zdania są tak dopasowany, aby był zrozumiały. Idealnym przykładem zastosowania tej techniki przekładu jest tłumaczenie idiomów. Nie chodzi tu przecież o dosłowne tłumaczenie słowo po słowie, a o kontekst. W końcu to samo słowo może mieć różne odcienie znaczeniowe, dlatego warto sięgnąć po określoną odpowiedniość jego zastosowania, a nie wierność. Zupełnie inaczej jest w przypadku ekwiwalencji formalnej.
Ekwiwalencja formalna
Tu wierność oryginałowi ma zasadnicze znaczenie. To bardzo sztywny rodzaj przekładu. Znamy je jako tłumaczenie dosłowne. Ogromne znaczenie ma tu układ tekstu, styl i precyzyjny dobór słów. Dla wielu osób jest to wzór poprawnego tłumaczenia. Tekst oryginalny odgrywa tu rolę nadrzędną. Tłumacz nie musi szukać fraz, które pozwolą odbiorcy przekładu na wczucie się w daną kulturę. To swoista kalka językowa, czyli tłumaczenie słowo do słowa. Na tle tego rodzaju przekładu do dziś jest wiele sporów. Trudno się więc dziwić jej przeciwnikom. Nie do końca więc warto polegać na teorii dotyczącej wyższości formy gramatycznej nad ekwiwalentnym użyciem innych form słownych. Jednak nie znaczy to, że ma same wady. Ma jednak dość wąskie grono zwolenników i możliwość jej zastosowania.
Pułapki ekwiwalencji dynamicznej
Jak wszystkie strategie tłumaczeniowe, także i ekwiwalencja dynamiczna ma swoje wady. Bardzo łatwo można wpaść w pułapkę. Szczególnie gdy tłumacz do końca nie orientuje się w realiach, w jakich powstała dane dzieło. Jeśli tak jest, przekład może spłycić przekaz międzyjęzykowy i zupełnie za daleko odejść od oryginału. To może się zdarzyć, jeśli tłumacz popuści wodze fantazji i stworzy własny tekst. Gorzej, jeśli przetłumaczony tekst nie będzie miał nic wspólnego z oryginałem. Niedoświadczony tłumacz może również mieć problem z zastosowaniem odpowiedniej strategii w tłumaczeniu. Przekładanie tekstów niepoprawną formą ekwiwalencji może skończyć się po prostu źle. Tak stałoby się z tłumaczeniem Biblii, gdyby zastosować w niej ekwiwalencję formalną. W końcu tłumaczenie jest sztuką doboru odpowiednich wyrażeń i grą słów, które mają na celu wywołać konkretny odbiór czytelnika. I tłumacz nie powinien nigdy o tym zapominać.
Może Cię także zainteresować: